Rozdział
V
Łucja
Otworzyła jedno oko z myślą, że to
był jeden, głupi sen. Rozejrzała się wokoło i na jej twarzy zajaśniał uśmiech.
Czyli jednak nie jest wariatką? Co za ulga! Ból głowy minął. Pewnie przez tę
podwójną dawkę lekarstw. Z całą energią obróciła się na plecy. Gdy rozejrzała
się po pokoju, zauważyła, że panuje w nim wielki bałagan. Prychnęła
lekceważąco. Kiedy mieszkała z rodzicami, to oni robili za nią porządki. Teraz
wykonuje tę czynność jej kochana ciocia, która przychodzi tu co tydzień od
pięciu lat. Wtedy ukończyła osiemnastkę i również pokłóciła się z rodzicami. Oni kazali wybrać jej
kierunek studiów, Łucja jednak nie chciała. Zamierzała zostać aktorką. Było w
końcu lato, a w kraju odbywały się liczne castingi. Ojciec nie pozwolił na
żaden. Nawet na próbę! Matka go poparła. Jak zawsze… Łucja nie miała zamiaru
więcej zwlekać. Pojechała na casting sama. Tydzień później powiadomili ją, że
dostała rolę. Jakąś tam pomniejszą, ale to zawsze było coś. Pracę zaczęli już
miesiąc później. Kontrakt miał trwać przez dwa lata (bo przecież w końcu robili
zdjęcia do serialu). Gdy opowiedziała o tym rodzicom, tak się wściekli, że
powiedzieli, iż ma albo wspólnie płacić za rachunki i składać się na jedzenie,
albo po prostu wyprowadzić się. I nie można było mówić, że też nie była
wkurzona. Zachowała resztki swojej godności i wybrała tą drugą opcję. Wynajęła
bardzo tanią (ale też i bardzo małą) kawalerkę i tam zamieszkała. Wkrótce ( po
roku ) jej siostra wyszła za mąż. Przeprowadziła się do nowego, wielkiego domu
i pozwoliła jej kilka tygodni przenocować, dopóki Łucja nie wzbogaci się
wystarczająco żeby mieć porządne mieszkanie. Okazało się, że nie trzeba było
długo czekać. Producenci serialu, mówiąc, że mają wysoką oglądalność, dali im
podwyżkę, która wystarczała za wynajem „porządnego mieszkanka”.
Tak sobie myśląc, umyła się i
ogarnęła pokój. Wreszcie jest czysto! – uświadomiła sobie. Przez tą pracę
zgłodniała. Otworzyła drzwi do kuchni, a tam… prawie upadła na podłogę.
Płomień, ten który wczoraj raczył ją odwiedzić, latał po całej kuchni, mając
chyba fajną zabawę.
-Ehm.. – odchrząknęła – Co właściwie
pan wyprawia? To trochę… hmmm… moje mieszkanie! – Ogień przeleciał obok jej
głośno się śmiejąc.
-HAHAHA!
-Ty głupi, okropny, przerażający… no
właśnie. Kim TY właściwie jesteś? Dla mnie na pewno nikim! – Łucja obruszyła
się i powiedziała do siebie. – Wylazł pewnie ze śmieci i się cieszy. Mam go
głęboko w du..
-Ale to ja wiem gdzie jest twoja siostra
– przerwał jej, dalej się śmiejąc. Siostra? Brzmi ciekawie. A co jeśli kłamie.
Pewnie bawi się jej kosztem. Nie, nie nabierze się, nie tym razem.
- Po pierwsze jak mam się do ciebie
zwracać?
-Jak chcesz! –powiedział, a ona
spojrzała się na niego zdziwiona – No dobra, okej, spoko loko i jest git. Mów
do mnie Rrr..-jego głos posmutniał, a ogień przygasł.
- Czy.. czy ja coś złego
powiedziałam? – spytała się, wyraźnie zakłopotana.
- Nie. Wybacz. Wspomnienia tak
szybko wracają. No nic. – z płaszcza ognia
wyłoniła się pomarszczona dłoń staruszka. Dotknęła ona górnej części płomienia
skąd wyłoniła się jeszcze bardziej pomarszczona i wynędzniała twarz. Otarła łzę
spływającą po policzku. – Mów mi Robert. Jestem Robert. – kawałki ciała znowu
zmieniły się w jęzory ognia.
- Tak więc… - zaczęła przymilnie –
Robercie… Mówiłeś, że wiesz gdzie jest moja siostra, Alicja. To dalej… gadaj!
- Łucjo, nie znowu takim tonem
–powiedział oskarżycielsko.
"Po pierwsze, skąd on wie jak mam na imię
- pomyślała - po drugie, czy każdy musi się zachowywać wobec niej jak rodzic?
Czy musi każdy ją wychowywać?
– Jeżeli mamy współpracować, musimy
nawzajem się szanować, a to wymaga pracy od obu stron.
-Czemu to wszystko musi być takie
popieprzone…- mruknęła.
-Co powiedziałaś? – udał, że nie
dosłyszał.
-Nic.
-To cieszę się bardzo! – klasnął w
swe niewidzialne dłonie. – Twoja siostra jest, delikatnie ujmując, uwięziona.
Powoli umiera. No i to znaczy, że…
-Musimy
ją uratować? – odgadła.
-W
rzeczy samej! – uradował się.
-A
gdzie jest to więzienie, w którym przebywa moja siostra?
-To
nie jest więzienie tylko MAGIC ISLAND, czyli
magiczna wyspa. W skrócie, będzie to
twoja, możliwe, że ostatnia, najtrudniejsza wycieczka w życiu.
-Łał!
Ale zapowiada się optymistycznie! – rzekła sarkastycznie - A dlaczego ta podróż
będzie dla mnie ostatnia, a dla ciebie nie?
-Żartujesz
sobie chyba?! – Łucja potrząsnęła głową w znaku, że nie żartuje. – Przecież
jestem nieśmiertelny! – wydał z siebie niski, krótki śmiech.
-Aaaa..
to wiele wyjaśnia. No dobra opowiadaj szczegóły.
-Będzie
potrzebna tobie znajomość języka angielskiego. – zerknął na Łucję znacząco –
Nie spałaś na tych lekcjach w szkole, prawda?
-Coś
tam potrafię – powiedziała skromnie.
-To
dobrze! Umiesz walczyć? Wystarczy jak kobieta.
-Hej!
Jestem kobietą!
-A
no tak… Przecież wiem! Nie denerwuj się. Ta wyprawa nie będzie taka zła. Musisz
tylko zapamiętać wszystkie moje wskazówki. Nawiasem mówiąc, bez nich zginiesz.
Wiem, wiem.. Mówi się trudno, po prostu pech.
-Przejdźmy
do rzeczy, dobrze? – była już zniecierpliwiona.
-Tak,
tak, już. Musisz ze sobą zabrać zapas ubrań, bo nie będzie cię w domu przez
tydzień. Gaz pieprzowy, kajdanki, lasery, pistolet, i butlę tlenową –
dostaniesz ode mnie. Masz kompas? – pokiwała przecząco głową – też ci dam. Weź
jeszcze śpiwór, poduszkę i pieniądze. Cienie, te które zabrały Alicję, nie żywią się mięsem (jak ludzie),
ani krwią (jak wampiry, a one naprawdę istnieją! W stanach na przykład
mieszkają Cullenowie…), tylko kośćmi. Rozpuszczają je w swoich trujących
kwasach, które mieszczą się w ich wnętrzu. To tylko taka dodatkowa informacja.
Miej się też na baczności. Kiedy już się znajdziesz w MAGIC ISLAND Cienie będą widoczne praktycznie wszędzie.
Dobrze jest się wtedy wkomponować w tłum. Ubierz się jak Cień. Załóż na siebie czarne rzeczy. Myślę, że to
pomoże. I… - już drżała ze strachu.
-Tak?
– szepnęłam.
-Mam
jeszcze jedną wiadomość!
-Dobrą,
czy złą?
-Zależy
co przez to rozumiesz. Jeśli lubisz moje towarzystwo, i w ogóle bardzo się
boisz tej wyprawy… - przerwał. Pewnie, by wzbudzić jeszcze większy lęk. - …to
złą. – Łucja wzdrygnęła się – a jeśli odwrotnie, to dobrą.
-Mów
wreszcie!
-Nie
będę ci towarzyszył. Przykro mi. Kłopoty rodzinne. Muszę znaleźć moją córeczkę,
która pewnie, w tym czasie smakuje młodości. Jeżeli ją znajdę szybciej to
przybędę do ciebie z pomocą. A więc NARA. Jutro jeszcze przywiozę tobie
niezbędne rzeczy do niezapomnianej podróży. Pa! – Robert odleciał, a Łucja
opadła na krzesło, zapominając, że była głodna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz