środa, 2 lipca 2014

Ja - MUZIS

Rozdział IX
Edward
            Świadomość, że Julia spała to jeszcze nic w porównaniu ze świadomością, że on również to robił. Szybko się ocknął. Cienie podniosły pojazd jakby to było piórko, a teraz unosili się w szalonym transie lotu. Z dołu pewnie wyglądali, jakby byli chmurą burzową, poruszającą się trzysta osiemdziesiąt kilometrów na godzinę. Edward kilka razy robił się zielony, kilka razy czerwony, ale najczęściej był blady jak ściana. Cienie się śmiały, dając sobie, co jakiś czas kuksańce i piątki. Nie męczyły się ani trochę.
            Julii nie dało się obudzić. Nie reagowała na imię, dotyk, nawet na kopnięcie! Jeden Cień, co jakiś czas się jej przyglądał. „Pewnie to Krzysiek” – pomyślał sobie. Wśród Cieni, nie było żadnej kobiety. Mężczyźni mieli stroje Emo i Gotyk i byli (obiektywnie) całkiem przystojni.
            Wszyscy mieli czarne, połyskujące peleryny i czarno-czerwone apaszki. Na bladych dłoniach rozrastały się tatuaże. Twarze podkreślał mroczny makijaż. Na nogach mieli wypastowane, błyszczące martensy. Wyglądali jakby urwali się z jakiegoś filmu, co rzeczywiście mogłoby być prawdą.
            Po dwóch godzinach przerażająco nudnej  jazdy zaczęli lądować. Prędkość jednak się nie zmniejszyła. Edward machinalnie nadepnął hamulec. Spadali. To koniec.
            -Przepraszam wszystkich ludzi, którym wyrządziłem krzywdę, przepraszam cię Alicjo, że nie zdążyłem na czas. Tak mi przykro. Wybacz! Niedługo niestety do mnie dołączysz. – szepnął nerwowo Edward.
           Mężczyzna zamknął oczy i zaczął wyobrażać sobie upadek. Najpierw poczułby zderzenie z ziemią. Niewyobrażalna siła ścisnęłaby go i Julię. Wtedy ich serce zapukałoby ostatni raz. Kości i krew wypływałyby z ciała czyniąc je niewyobrażalnie zniszczone. Setki mięśni i kości zostałyby skazane na pokarm dla zwierząt żywiących się takimi jakimi oni by zostali. Szczątki wozu porozrzucane byłyby na całym obszarze lasu, czy ulicy. Nie zostałoby po nich nic co można byłoby wskazać na ich tożsamość. A to wszystko przez niego i nikogo innego! Otworzył oczy. Ogromna fala światła obmywała mu oczy. Umarł. Tak. Czuł to. Już po wszystkim. Koniec cierpień i rozpaczy. Czadowo! Edward odetchnął z ulgą. Nagle ktoś go chwycił za rękaw.
            -Koniec wycieczki! – warknął. Głos przywrócił go do rzeczywistości. Był to Cień. Rozejrzał się wokoło. Wylądowali. Obok niego, przy samochodzie, stała Julia, która była cała obsypana kolorowymi iskierkami i przytulała się do jakiegoś chłopaka, również Cienia. Edward obserwował całą sytuację w ogromnym oszołomieniu. Nagle jakiś czarny facet (nie Afroamerykanin) otworzył z impetem drzwiczki i jednym szarpnięciem wyciągnął go z samochodu. - Jesteśmy w Tanglanie. Idziemy na pieszo! Ruszaj się gruby oszołomie! - Popchnął go nieziemską siłą w przód. Edward omal się nie przewrócił. Robił się coraz bardziej zły i smutny. Tego nie przewidział. Bo właściwie kiedy wyruszali nie miał żadnego planu, jak tylko pojechać na MAGIC ISLAND, odbić Alicję i wrócić do domu. Nie wyobrażał sobie, że po drodze będzie miał jakiekolwiek przeszkody.  Zepchnął ze swojego ramienia bladą rękę Cienia i powiedział najmilej jak umiał.
            -Proszę pana, nie życzę sobie takich zachowań, tu są kobiety! Prosiłbym więc, o trzymanie swoich rąk przy sobie.
            -A ja radziłbym się panu zamknąć, bo im więcej pan powie tym dla pana będzie gorzej. To wszystko co mam do powiedzenia. – ponownie położył i zacisnął swoją dłoń na jego ramieniu, a Edward znowu ją zrzucił.
            -Tak jak powiedziałem… Proszę o trzymaniu tych łap przy sobie… - warknął i cały się napiął.
            -Nie ty tu wydajesz polecenia. Chyba jeszcze nie doceniasz naszych umiejętności. – tu się lekko zaśmiał – Wolałbym, aby nie były tu one przedstawione – spojrzał się w  stronę Julii, po czym zaczął szeptem. – Tego… właśnie wolałbym nie pokazywać przy damach.
            -Ja… - Edward zawahał się. – Ja nie sądzę żeby miało to jakiś szczególny wpływ na moje życie. Proszę… Niech pan zademonstruje swoją moc. – Mroczny facet zacisnął obie pięści. –Chyba że jest tak mierna, że nie warto jej pokazywać. – dodał.

            -Mierna?! To ty jesteś mierny, Żywy człowieku! – wykrzyknął z pogardą. – Nie pokażę tobie tego co potrafię! Nie zrobię tobie tak wielkiej uciechy, nie okażę tobie mojej słabości, albowiem jestem władcą mojej wyspy i wszystkie przyjemności dotyczą MNIE. A teraz idźmy, ponieważ czas, który tak szybko płynie, zaczął przyspieszać. – Zakleszczył zimne palce na jego rękach z przeogromną siłą i popychając Edwarda, ruszyli na przód.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz