Rozdział XV
Edward
„Sława podąża za cnotą
jak cień” -Cyceron.
Musis
(czyt. Muz–is, tak się zwał władca owej wyspy, na którą rzekomo trafili) miał
dwa wymiary. W pierwszym wyglądał jak normalny mężczyzna, czy nastolatek,
ubrany w czerń, z dodatkami czerwieni. Drugi wymiar nastąpił wraz z przyjazdem
na MAGIC ISLAND. Na jego głowie pojawiło się niebieskie pasmo włosów. Zamiast
obcisłych, markowych ciuszków, jego męską sylwetkę ozdabiała atramentowa toga
przepasana krwistym pasem. Twarz pokrywały lekkie zmarszczki dumy i rządzy
władzy. Spojrzeniem zimnym jak lód, wydawało się że umie sparaliżować ofiarę,
obezwładnić ją, a w najgorszym wypadku zabić. Ofiarę, czyli Żywego. Co za
nieszczęście przytrafiło się Edwardowi, że akurat on, z własnej woli wlazł w
pułapkę, śmiertelną karykaturę. Chciał uciec, ale wzrok Musisa trzymał go, jak
na smyczy.
Władca
uśmiechnął się i usiadł na kamieniu, który był pokryty śniegiem. Rozkoszował się widokiem wschodzącego słońca.
Oddychał powoli i ciężko. Co chwilę chrząkał tłumiąc szyderczy śmiech. Pochłaniał
każdy promyk słońca, zostawiając dla Edwarda tylko swój cień. A on prawie
zamarzał. Trząsł się z zimna jak ogolony kurczak, był okropnie głodny i
spragniony, na dodatek nie znał tu nikogo, co Potężnemu dawało wielką uciechę.
-
Nudzi mi się… - westchnął Wielki M. – Wiesz co? Chcę się pobawić… - uśmiechnął
się złośliwie i machnął ręką. Edward padł twarzą na lodowatą ziemię i skaleczył
się w dłoń. Śnieg został zabarwiony na odcień ciemnej czerwieni.
-Ojjj…
- Musis jęknął fałszywie, po czym zrobił kilka, niezwykle trudnych do
zapamiętania, kombinacji palców. W tej samej chwili, Edward uniósł się nad
ziemię i spadł, robiąc przeraźliwy huk.
-Ale
z ciebie dziecko – warknął poszkodowany. - Bić się nie potrafisz, tylko
pastwisz się nad ludźmi swoimi magicznymi sztuczkami. Sadysta…
-Ależ
Edwardzie, złotko ty moje! – wykrzyknął uradowany jego wypowiedzią – Edziu,
Edku, moja szczęśliwa złota rybko! Ja tobie nic złego nie chcę zrobić. Nudzi mi
się. Koszmarnie! – i pchnął go nad urwisko z zamarzniętym wodospadem.
-Chcesz
mnie zabić?!! Popełnisz przestępstwo!
-Hahaha!
Nic nie rozumiesz głupcze! – zatriumfował głosem – Mogę zrobić z tobą wszystko
co mi się żywnie podoba, a ty nie możesz mi przeszkodzić! – i znów popchnął go
dalej. Edward stracił równowagę i upadł na ziemię. Szybko podleciał do niego
Cień uśmiechnął się beznamiętnie, jak na
spleśniałą kanapkę. Jego poddany próbował się podnieść, jednakże za każdym
razem, przygniatał go swoim ciężarem. Minęły dwie minuty, zanim zdążyło mu się
to znudzić, bo kopnął go z całej siły w żebra. Edwardowi zakręciło się w głowie
i jedyne co zapamiętał, to to, że spadał z lodowego urwiska.
~* * *~
"– Puchatku?
– Tak Prosiaczku?
– Tak Prosiaczku?
– Nic, tylko chciałem się upewnić,
że jesteś". ~ Kubuś Puchatek
-Edek? –
ktoś powtarzał jego imię. Otworzył leciutko oczy i ujrzał dwie kobiety. Jedną
była, na sto procent, Alicja. Poznał jej smukłą postać i falujące kasztanowe
włosy. Jednak coś było z nią nie tak. Leżała jak on na podłodze, krztusząc się
i trzęsąc. Wiła się, zapewne chciała się podnieść, lecz coś niewidzialnego
trzymało ją w miejscu. Chciał rzucić się żeby jej pomóc, lecz zatrzymała go
ręka Gotki w różowych włosach ( tą samą, która mu się śniła). – Nie dotykaj jej
misiu. Jest ciężko chora. Ma zapalenie opon mózgowych. Umiera. Nie dasz rady
jej uratować. Wierz mi, próbowałam. Wszystkie próby na nic. Dzień w dzień to
samo. Coraz bardziej blednie i chudnie. Głośniej kaszle. Tak chcę, tak.. tak –
różowa zaniosła się szlochem – a ona mi to robi. Bo… bo… Nno właśnie czemu.
Czemu??? Pytam siebie o to codziennie. Nikt mi nie odpowiada. Jestem tu samotna
jak palec… Może mi wytłumaczysz? Chociaż nie.. NIE! Nie rób tego. To nic nie
pomoże, Edziu… Edek! Zrób coś! Jutro umrzemy… wszyscy…
-J-ja
nie wiem jak pomóc. Po to właśnie tu przyjechałem… Żeby uratować Alicję, a
teraz sam trafiłem w pułapkę. – Podniósł się z brudnej ziemi. – Nie mam po co
żyć… Wolę umrzeć z nią niż wracać sam do domu. Też masz tak, hmmm… Jak mam do
ciebie mówić?
-Cleo
Redmoon. – uśmiechnęła się niepewnie i odchrząknęła. – Tego nikt nie zmieni.
To, że tu byliśmy na zawsze zostawi ślad w naszych wspomnieniach. To taka duża kreska wyżłobiona w duszy… Na
zawsze.
-Cleo..
– zaczął – myślisz że ona się obudzi? Boże, ile bym dał żeby jeszcze raz
usłyszeć jej głos, aby jej truskawkowe usta uśmiechały się, a błękitne oczęta
promieniały. Tak na chwilę. Oddałbym życie za jeden znak.
-Kochasz
ją – rzekła wprost Cleo.
-Co?
– Edward odchrząknął i przez chwilę milczał – a nawet jeśli tak, to nie
powinienem jej tego okazywać. Ma przecież cudownego męża i wspaniałego synka.
Nie chcę tego popsuć.
-Ten
mąż jest TAKI wspaniały, a nie pojechał za nią, pokonując tysiące kilometrów i
narażając się na niebezpieczeństwo. To przecież ty poświęciłeś swoje życie, bo
chciałeś ją uratować. Nie myślałeś o wszelkich przeszkodach tylko o niej. Kochasz
ją.
-Nie.
– odpowiedział - Wiesz co? Przyjaźń czasami jest mocniejsza niż miłość. Miłość
to jest uczucie, a przyjaźń to wybór. Ja
wybrałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz